Helsinki, czyli uderzenie zimna jak 5-kilowym młotem.. po ok 25 stopniach Celsjusza nagły spadek do zera nie wróży dobrze powrotnej podróży i zwiedzaniu Tallinna,Rygi i Wilna. Mimo koszulki,dwóch ciepłych bluz,kurtki z windstoperem, rękawiczek i czapki, mróz daje się we znaki i nie popuszcza. Jeszcze tu w Helsinkach nie jest tak źle, gdyż mój pobyt na dworze ograniczyłem do niezbędnego minimum czyli kilku kroków z lotniska do autobusu i z autobusu na terminal promowy, gdzie okazało się że najbliższy prom odpływa o 21:30 i jest w Tallinie o 24.. Martwiłem się, że znowu będę musiał pozegnać się z 25euro za marnej jakości hostel, ale na szczęście okazało się, że kajuta na promie jest tania ok 15Eu (co prawda dzielona,ale nikt inny się nie zjawił) i wszystko wygląda w niej jak nowe.
Także,mając bilet w kieszeni i parę godzin w zapasie, zaryzykowałem przedarcie się przez wichury i ziąb do pubu nieopodal na degustacje paru fińskich browarów.
Spowrotem na statku,wziąłem prysznic w łazience bez skazy,położyłem się do czystej bielusieńkiej pościeli,włączyłem na dobranoc plazmowy telewizorek i zamknąłem oczy marząc by znaleźć się spowrotem w Indiach..