Po 6 godzinach z hakiem, urozmaiconych rozmowa i pozytecznymi radami od pewnej Rosjanki,dotarlem do Delhi. I tu usmiechniety od ucha do ucha czekalem na bagaz do odbioru,ktory jednak nie przyjechal...i wtedy juz nie bylo usmiechu od ucha do ucha,tylko troche mniejszy bo kazalem sie jednym z kilkunastu osob w tej samej sytuacji. dzieki temu poznalem Szweda tez bez bagazu i razem pojechalismy szukac hotelu.Erik (bynajmniej nie wiking - ok 160m wzrostu i chudszy ode mnie!) na szczescie byl tu juz wiele razy wiec oprowadzil mnie po okolicy Main Bazaar. Hotel jak na standardy Indyjskie chyba ok (jak na europejskie - lepiej nie porownywac do europejskich...) ludzie do prawdy przemili. Na szczescie okazalo sie zaraz ze moj bagaz sie znalazl i dostane go wieczorem (amulety pomagaja!).
Jeszcze nie ochlonalem po pierwszym wrazeniu,jest niesamowicie,wszystko do gory nogami,brudno ale kolorowo i musze przyznac ze sie w tym bajzlu odnajduje (kto ze mna mieszkal pewnie sie nie zdziwi;)
Pora skoczyc cos przekasic. Dzis pora na kuchnie indyjska:)
[...]
Kolejny dzien w Delhi uplynal pod znakiem Guru Purv (rocznica smierci zalozyciela wyznania Sikhow) oraz uroczystosci zwiazanych z pelnia Ksiezyca. Od 5 rano fajerwerki i spiewy. Wybralem sie ryksza na zwiedzanie miasta ale szybko okazalo sie ze wiekszosc miejsc jest dzis zamknieta. Udalo sie jednak zajrzec do swiatyni Laxmi, wielkiej bogato wykonczonej i pelnej posagow bogow,zostalem takze poblogoslawiony przez mnicha,ktory zrobil mi znak na czole. Dookola Swatyni znajduje sie utrzymany w czystosci ogrod gdzie mozna sie odprezyc i zapomniec na chwile o zgielku miasta. Nastepnym miejscem byla India Gate, monumentalna brama stojaca na rozleglej plaszczyznie-pomnik pamieci poleglych indyjskich zolnierzy. Pod pomnikiem dopadla mnie wycieczka szkolna proszac bym porobil sobie z nimi zdjecia. Dla dzieciakow bylo to najwyrzniej wielkie wydarzenie bo wygladaly na przeszczesliwe. Ich nauczyciel podchodzil co prawda do robienia zdjec z wielka powaga,co chyba wydalo sie jeszcze bardziej zabawne i mile. Kolejnym punktem byly budynki Sekretariatow oraz gmach Parlamentu. Olbrzymie budowle robiace nie mniejsze wrazenie. Oczywiscie rykszarz nie omieszkal zabrac mnie "przypadkiem" do sklepu z materialami (gdzie bym pewnie sporo przeplacil) ale oczywiscie powiedzialem mu by jechal dalej.Stwierdzilem ze glowne atrakcje Delhi zostawie sobie na koniec,kiedy sie juz oswoje z tym chaosem. Wieczor wiec spedzilem na spacerze po okolicach Main Bazar i probowaniu smakolykow z ulicy - samosa,pakora (ciastka z pikantnym nadzieniem) i Jalebi (slodkie slodkosci ze smazonego syropu). Rano sie spakowalem i pojechalem metrem na dworzec autobusowy (kolejowy byl zapchany ludzmi,kolejki godzinne..nie bylem na to jeszcze gotowy) gdzie bez kolejki dostalem sie na autokar do Jaipuru...jako jedyny bialy.